ROZDZIAŁ 2
Margot zbudziła się z dziwnym uczuciem. Śnił jej się pomalowany pociąg, kolorowe farby i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie Finn. Co robił w jej śnie? Dziewczyna doskonale widziała jego twarz. Nie miał okularów i dzięki temu mogła ujrzeć jego oczy. Duże, błękitne, otoczone masą rzęs. Zastanawiała się czy są takie w rzeczywistości. Zrobiłaby wszystko w tej chwili, by się o tym przekonać. Zeszła z łóżka i otworzyła okno. Bowl szalał w ogródku, niszcząc kwiatki. Robił sporo jazgotu i Margot była pewna, że pobudzi wszystkich, w tym Finna. Zastanawiała się czy jego pokój znajduje się naprzeciwko jej i natychmiast pokręciła głową. Nie, przecież byłoby to za oczywiste.
Był wyjątkowo upalny dzień. Czas płynął dwa razy wolniej, co zaczęło irytować Margot. Jej matka układała na tacy ciasteczka, które wczoraj razem upiekły dla sąsiadów.
— Myślisz, że je przyjmą? — spytała, pykając po kolei każdym palcem.
A co jeśli Finn ma uczulenie na któryś ze składników? Może wcale nie jada słodyczy? Nie, każdy lubi słodycze, a ciasteczka jej mamy są najlepsze na świecie.
— Dlaczego o to pytasz? To miły gest — odpowiedziała, podając jej tacę. — Idź i nie podjadaj. Zanieś je i wróć, bo niedługo muszę jechać do pracy. Przytrzymam Bowla, żeby ciebie nie potrącił. To psisko szaleje z samego rana — zauważyła, idąc przodem i otwierając córce drzwi. Margot wysiliła się na słaby uśmiech.
— Dlaczego ty nie możesz ich zanieść?
— Nie zaczynaj. Zaraz i tak spóźnię się do pracy.
— Nie sądzisz, że ciastka to trochę mało? Może lepiej upieczmy indyka, co? Jest bardziej efektowny — zaproponowała, wyginając usta w szerszym uśmiechu. Zeszłą wolno po schodkach, starając się nie przechylić tacy.
— Dobrze, następnym razem ty upieczesz indyka.
— Mamo!
Ominąwszy kręcącego się na grubym sznurze Bowla, ruszyła w stronę furtki. Gdyby jej matka nie patrzyła, przeszłaby przez płot, ale w tech chwili była zmuszona iść naokoło. Na podjeździe stał duży, granatowy SUV jej sąsiadów. W pierwszej chwili sądziła, że natknie się na Finna, a wtedy wciśnie mu ciastka i sobie pójdzie, ale jak na złość, nikogo nie ujrzała na podwórku. Udało jej się pokonać kilka schodków, nim zatrzymała się przed drzwiami. Odwróciła się, naciskając łokciem dzwonek, po czym odsunęła się o kroczek, przylepiając do twarzy wyuczony uśmiech. Szczerze liczyła, że otworzy jej Finn i zawiodła się, widząc jego matkę. Nie miała okazji przyjrzeć się jej z bliska, ale od razu pomyślała, że to najmilsza kobieta jaką kiedykolwiek widziała. Bardzo przypominała swojego syna.
— Dzień dobry. Wczoraj z mamą robiłyśmy ciasteczka i... Przyniosłam trochę — oznajmiła, zerkając przez jej ramię. Słyszała śmiech Finna, ale nigdzie go nie widziała. Pewnie siedział przed telewizorem i oglądał jakiś mecz jak to robią chłopaki w sobotnie ranki.
— Dziękuję ci dziecko, to miłe. — Kobieta wzięła od niej tacę, odwzajemniając uśmiech. — Naprawdę nie trzeba było. Jak ci na imię kochana? — spytała.
— Margot — odparła, zaglądając głębiej. Marlenka przebiegła z tyłu, trzymając w zębach gazetę. Gdyby to Bowl ją trzymał, zamieniłaby się w strzępy. — Mama nie mogła przyjść, bo spieszyła się do pracy.
— Rozumiem. Jeszcze raz dziękuję i podziękuj swojej mamie — poleciła.
— Do widzenia.
Margot stała przez chwilę w miejscu, nawet gdy drzwi się zamknęły. W końcu opamiętała się i odwróciła, schodząc wolno po schodach. Tym razem przeszła przez płot, by skrócić sobie drogę. Bowl natychmiast do niej podbiegł, skacząc wysoko. Zapewne wyczuwał ciastka. Dziewczyna pokazała mu puste ręce i westchnęła. Nie zrozumiał, tak jak zwykle.
Telewizja nie miała nic ciekawego do zaoferowania. Dziewczyna obejrzała już wszystkie powtórki swojego ulubionego serialu i nie miała żadnego zajęcia. Jak tak dalej pójdzie będzie zmuszona spać dwadzieścia cztery godziny. Znudzona całym dniem, a właśnie dochodziła dziesiąta, zaczęła przerzucać kanały i tak w kółko. Chciała coś namalować, ale w dzień była bezużyteczna. Wena przychodziła dopiero w nocy, gdy patrzyła na stare pociągi. Robiła to od dawna, mimo wszystko jej dzieło nie było skończone. Ciągle czegoś mu brakowało. Czegoś nowego. Masując wolno swoje skronie, dziewczyna zaczęła myśleć o czymś intrygującym, czymś pięknym. Chwyciła kartkę i ołówek, jednak zdołała narysować malutką kropkę. Coś intrygującego, coś pięknego. Finn. Finn? Dopiero teraz zorientowała się, że napisała jego imię. Uśmiechnęła się do siebie. Podobało jej się. Pociągnęła ołówkiem po literce F, poprawiając ją. Jego imię było piękne. Dziewczyna starała się przypomnieć sobie wyraz jego twarzy. Jego włosy, jego policzki i broda. Zdawało jej się, że potrafi je odtworzyć w swoim umyśle. Wyciągnęła nową kartkę, siadając do stołu. Rozrzuciła na blat swoje kredki i ołówki i zaczęła nakreślać wolno kontury, aż zaczęły przypominać ludzką twarz. Twarz Finna.
Margot wyszła na dwór, rozglądając się uważnie. Szukała wzrokiem chłopaka, gdyż nie pamiętała wszystkich elementów jego twarzy. Jaki miał nos? Zadarty? No i oczy. Widziała go tylko raz, na dodatek miał okulary przeciwsłoneczne.
Do uszu dziewczyny dobiegł rozkoszny dźwięk, jaki wydobywała z siebie Marlenka. Wyszła z domu, a za nią Finn. Stanął na schodach, łapiąc się poręczy, jakby szukał czegoś wzrokiem. Margot jęknęła w duchu. Znów miał okulary. Czy kolor jego oczu jest tajemnicą? Nie zastanawiając się nad tym czy to, co robi jest mądre, przeskoczyła nad płotkiem i pobiegła w jego stronę. Była zdeterminowana, na dodatek chciała się z nim przywitać.
— Cześć — zawołała. Marlenka zaszczekała cienko, czmychając na schody, do swojego pana. Finn zmarszczył brwi, a dziewczyna poczuła jak wątroba skręca jej się z emocji. — To ja Margot, nie pamiętasz? Mieszkam obok — wyjaśniła, czując jak jej policzki pokrywają rumieńce. Nie zapamiętał jej.
— Cześć Margot. To ty masz tego psa... Bowla, tak? — spytał, na co przytaknęła. Ładnie mu było w okularach, aczkolwiek chciała przekonać się jaki kolor mają jego oczy. Błękitne jak niebo, a może zielone, tak jak jej? Chłopak zszedł ze schodów. Nie wyglądał na chętnego do rozmowy. Może gdzieś się spieszył?
— Strasznie świeci słońce, nie lubię takiej pogody — oznajmiła, chcąc uderzyć się w czoło. Brawo Margot, rozmawiaj dalej o pogodzie. Usta Finna wygięły się jednak w lekkim uśmieszku. Schylił się, klepiąc Marlenkę po łbie.
— Dlatego, jest ciepło. Nie lubisz ciepła? — zapytał.
— Lubię, ale przez to słońce. Starałeś się kiedyś na nie spojrzeć? Strasznie bolą oczy, nie?
— Nie, nigdy nie próbowałem — odparł. Dziewczyna ukryła ręce za plecami, czując jak pocą jej się dłonie. Dlaczego miała wrażenie, że tylko go do siebie zniechęca? Następnym razem na jej widok, będzie omijał ją szerokim łukiem. — Wolałabyś, by nie świeciło?
— Co? — Zmarszczyła brwi, a Finn machnął głową przed siebie.
— Słońce.
— No cóż... — westchnęła, przyłapując siebie na kiwaniu się na boki. — Wolę noc. Ja po prostu... Ja wychodzę i... Pociągi, a wtedy... — urwała, jąkając się pierwszy raz w życiu. Nabrała powietrze do płuc, wypuszczając je powoli. — Wychodzę nocą i maluję pociągi. Mogłabym cie pokazać, jakbyś oczywiście chciał. To nic takiego, po prostu jeżdżę pędzelkiem po rdzewiejących wagonach i wdycham spray, ale lubię to robić — wyznała, patrząc mu w oczy. Dłoń chłopaka przesunęła się po oprawkach i przez chwilę sądziła, że zdejmie okulary. Nic z tego. Wciąż miał je na sobie.
— Masz interesujące życie Margot — przyznał, a jego szczery uśmiech zdradzał, że nie żartuje. — Chciałbym zobaczyć ten pociąg, którego malujesz. Może którejś nocy pójdę z tobą? — zaśmiał się ciepło, wkładając rękę do kieszeni.
— Jeszcze nikt tego nie widział. Byłbyś pierwszy — powiedziała, rumieniąc się jeszcze bardziej. Nie lubiła gdy ktoś patrzy się jej na ręce podczas pracy, ale dla Finna była w stanie zrobić wyjątek. Przez moment oboje stali w ciszy, wsłuchując się w śpiew ptaków. Margot była już cała czerwona na twarzy. Miała zamiar naciągnąć koszulkę na oczy i zapaść się pod ziemię.
— A twoja mama? — Cichy głos Finna sprawił, że wróciła na ziemię i zapomniała o płonących policzkach. — Czy twoja mama widziała twój pociąg? — spytał.
— Nie — odpowiedziała tylko tyle. Zgarbiła się lekko, nie chcąc o tym rozmawiać. Jej matka w ogóle nie rozumiała jej pasji. Pewnie wciąż uważała, że spotyka się z przestępcami, okrada sklepy lub je demoluje. — Wolałaby, bym siedziała w domu i w ogóle się z niego nie ruszała. Chce zamknąć mnie w pokoju i trzymać pod kluczem — wyznała, dłubiąc czubkiem buta w ziemi.
— A przyjaciele?
— Nie mam przyjaciół — powiedziała, co było dla niej jeszcze większym ciosem. Machnęła głową, a włosy opadły jej na zaczerwienione oczy. Nie chciała przy nim płakać, ale wiedziała, że niewiele do tego brakuje. — Moje zainteresowania są trochę inne i trudno mi znaleźć drugą taką osobę — westchnęła. Twarz Finna odzwierciedlała liczne emocje. Wahał się, jakby mierzył słowa, które zamierza powiedzieć.
— Ja też nie mam przyjaciół — oznajmił wyjątkowo spokojnie, jakby już dawno pogodził się w tym faktem. — Może po prostu nikt na ciebie nie zasługuje? Jesteś dla nich za wyjątkowa.
— Nie jestem wyjątkowa, tylko... Zwyczajna. — Spuściła wzrok, czując jak gardło zaciska jej się mocno.
— A czy to coś złego? Wiesz ile ja bym zrobił, by być zwyczajnym chłopakiem? Ciągle siedzę w domu, odizolowany od innych. Nie chodzę do szkoły, to nauczyciele do mnie przyjeżdżają, myślisz, że tego chcę? Że nie chcę mieć przyjaciół? Mam tylko ją — powiedział, głaszcząc Marlenkę po głowie. — Muszę iść Margot — dodał cicho, wymuszając słaby uśmiech. Odwrócił się i wszedł po schodach na górę. Odwrócił się, jednak nie spojrzał prosto w oczy dziewczyny. — Do usłyszenia.
Zła na siebie Margot wróciła do domu. Dlaczego w ogóle mówiła mu o swoich problemach? On to ma dopiero zmartwienia. Co nie podoba mu się w swoim życiu? Ma wszystko. Rodzice pewnie go rozpieszczają, nie musi chodzić do szkoły. Dziewczyna usiadła przy stole, patrząc na swój rysunek. Gniew ustąpił gdy tylko sięgnęła po ołówek. Znała już więcej szczegółów jego twarzy. Może da mu ten rysunek na przeprosiny?
Portret Finna był już prawie gotowy. Tylko jego oczy wciąż były białe. Margot zastanawiała się jaki mogą mieć kolor. Może brązowy? Zdawało jej się, że są niebieskie. Tak, muszą być niebieskie. Chwyciła kredkę, zapełniając starannie białą przestrzeń na kartce. Uśmiech wkradł jej się na usta. Nie mogła przestać się szczerzyć. Było to jedno z jej najlepszych dzieł. Chłopak wyglądał jak żywy. Patrzył na nią i uśmiechał się ciepło.
Margot czuła lekką presję, gdy przechodziła nad płotkiem. A jeśli nadal się na nią gniewa? Uspokoiła się, robiąc głębokie wdechy. Pokonała sprawnie schodki, wahając się przed naciśnięciem dzwonka. Zrobiła to, cofając się prędko. Czekała w napięciu i aż się wzdrygnęła, gdy tylko drzwi otworzyły się. Zawiodła się, widząc matkę Finna.
— Chciałabym porozmawiać z Finnem — oznajmiła.
— Zaczekaj, zaraz po niego pójdę — poleciła, uśmiechając się delikatnie. Gdy tylko się oddaliła, dziewczyna zajrzała głębiej, szukając wzrokiem chłopaka. Siedział w fotelu. Jego matka powiedziała mu coś cicho, a on tylko skinął głową i chwycił ją pod rękę. Podniósł się wolno.
— Dam radę mamo — zapewnił, po czym chwycił się ściany. Serce Margot przestało bić gdy tylko spojrzała na jego twarz. Nie miał okularów. Ciągnąc ręką po ścianie, dotarł do niej. Miał spuszczoną głowę, mimo wszystko dziewczyna widziała doskonale jego oczy, które ukrywał pod przymkniętymi powiekami. Łzy spłynęły po jej policzkach. Zakryła usta rękę, tłumiąc w sobie szloch. Finn był niewidomy. Finn nigdy nie mógł spojrzeć na słońce, nigdy nie zobaczy pomalowanych przez nią pociągów. On niczego nie widzi.
— Margot? — spytał, mimo iż stała na wyciągnięcie ręki. — Margot? — powtórzył, robiąc krok do przodu. Dziewczyna cofnęła się z każdym jego krokiem. Nie była w stanie zapanować nad swoim drżącym ciałem. Patrzyła na jego twarz i ślepe oczy. Uciekła, słysząc jak woła ją przez chwilę.
Serce pękło jej na miliony kawałeczków. Wbiegła do domu, trzaskając za sobą drzwiami. Podeszła do stołu, patrząc na swój rysunek i zapłakała głośno. Chwyciła gumkę, wycierając pospiesznie niebieski kolor z oczu Finna. On był ślepy. Nie miał pojęcia o kolorach, o świecie, który ona kochała. Portret pogiął się od nacisku jej palców. Dopiero teraz przypomniała sobie to co mówił jej Finn. Do usłyszenia. Nie, nigdy nie próbowałem. Wiesz ile ja bym zrobił, by być zwyczajnym chłopakiem.
— Dlaczego ty?! — krzyknęła, opierając czoło o blat. Przygarnęła go siebie kartki i zaszlochała. Życie było niesprawiedliwe, a Finn to dowód.