środa, 16 września 2015

Looking out throw the eyes...

     Margot usiadła przy stole, odgarniając przyrządy do rysowania i kredki na bok. Chwyciła swój ulubiony ołówek, gryząc jego koniec. Zaczęła stukać palcami o blat, myśląc intensywnie. Napisała na górze kartki dużymi literami FINN. Zaczęła zastanawiać się o czym chłopak zawsze marzył, co by mu się spodobało.

nauczyć Finna grać w kosza
nauczyć Finna malować
spędzić z Finnem cały dzień
opowiedzieć Finnowi o sobie o wszystkim 
pokazać Finnowi pociąg  zaprowadzić Finna na cmentarzysko pociągów

     Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, chowając listę do kieszeni. Zajmie się tym wszystkim jak wróci ze szkoły. Była pewna, że nie uda jej się skupić na żadnej z lekcji. Nie ma mowy. 
     Zostawiając kredki i ołówki na stole, ruszyła w stronę wyjścia, przerzucając przez ramię swoją torbę, która tego dnia była wyjątkowo ciężka. Nic jednak nie stanowiła teraz dla niej problemu. Pomoże Finnowi poznać ten skomplikowany świat i nie stchórzy ani razu. 
     Bowl zaszczekał na jej widok, niemal zrywając się z grubego sznura, na którym był uwiązany. Margot zaczęła się rozglądać w nadziei, że ujrzy Marlenkę, a co za tym idzie, Finna. Samochód jego rodziców stał na podjeździe. Przez chwilę zastanawiała się czy oboje jadą do pracy i zostawiają swojego syna samego. Na myśl o tym, po jej ciele przebiegł dreszcz. Zatrzymała się, czekając. Bowl w końcu się uspokoił, kładąc na słońcu. W brzuchu dziewczyny motyle trzepotały z emocji. Czekała i czekała, aż w końcu ujrzała jak do samochodu wsiada matka, a potem ojciec Finna. Pojechali.
    Po odczekaniu kilku minut i upewnieniu się czy jej matka także opuściła dom, ruszyła w kierunku mieszkania sąsiadów. Przeskoczyła nad płotkiem, lądując zgrabnie po drugiej stronie. Uspokoiła walące głośno serce i pobiegła przed siebie. Pokonała sprawnie schodki i zatrzymała się przed drzwiami. Przygładziła włosy, orientując się po chwili, że Finn i tak nie będzie w stanie jej zobaczyć. Zaryzykowała i nacisnęła dzwonek. Do jej uszu dobiegło cienkie szczekanie Marlenki tuż po drugiej stronie drzwi. Nikt jej jednak nie otworzył, nawet jak ponowiła próbę. Denerwując się coraz bardziej, nacisnęła klamkę, mając nadzieję, że drzwi ulegną i wpuszczą ją do środka. Nic z tego pozostawały zamknięte. Nie było w tym nic dziwnego. Finn był sam w domu, pewnie rodzice zabronili mu otwierać i w ogóle reagować.
     Margot podeszła do okna. Była za niska, na dodatek znajdowało się za wysoko. Podskoczyła, ale to na niewiele się zdało. Dziewczyna zaczęła się rozglądać. Pod domem z drugiej strony stały drewniane skrzynki. Przyciągnęła je pod okno i wspięła się, łapiąc parapet. Był tam salon i panował tu niezły bałagan. Pudła na ziemi, jakieś torby. Na kanapie znajdował się pognieciony koc i poduszki. Posłanie wyglądało tak, jak gdyby ktoś właśnie z niego wstał.
     Po przeciągnięciu skrzynek na drugą stronę domu, Margot zatrzymała się pod kolejnym oknem. Tak jak wcześniej, wspięła się, opierając łokcie o parapet. Teraz patrzyła na kuchnię i co ją uradowało, na Finna. Chłopak siedział przy stole i pił mleko ze szklanki. Włosy miał potargane, nie miał na sobie koszulki, co oznaczało, że rzeczywiście dopiero co wstał. Margot poczuła jak czerwienią się jej policzki. Oparła brodę o zwiniętą pięść, patrząc na niego. Uśmiechnęła się lekko, widząc jego mleczne wąsy. Pragnęła mu je otrzeć rękawem. Zorientowała się, że musi wyglądać jak podglądacz, więc opanowała się. Finn podniósł się i doszedł wolno do ściany. Po chwili zniknął w korytarzu prowadzącym do salonu.
     Margot wspięła się na parapet. Nie raz uciekała z domu, by malować pociągi i nie zawsze przyłapywała ją na tym matka. Otwieranie okien od zewnątrz nie było dla niej problemem. Wsadziła rękę do środka przez uchylone od góry okno i wymacała drugi uchwyt. Nacisnęła z lekkim trudem, widząc jak otwiera się i wpuszcza ją do środka. Z uśmiechem na twarzy wylądowała na podłodze. Ruszyła wolno przed siebie, trzymając mocno ramię od torby. Chciała zawołać Finna, ale nie potrafiła nic z siebie wydusić.
     Po wejściu do salonu, przybiegła do niej Marlenka, merdając ogonem. Margot pogłaskała ją, podnosząc wzrok. Jej brzuch wydał z siebie dziwne dźwięki na widok Finna. Leżał na kanapie owinięty kocem. Wyglądał jakby usnął. Dziewczyna podeszła bliżej, starając się, by żadna deska nie skrzypnęła pod jej ciężarem. Położyła swoją torbę na podłodze, siadając powoli na kanapie, tuż przy Finnie. Chciała ująć jego dłoń, tak bardzo mu współczuła. Chłopak ruszył się niespodziewanie. Jego powieki zatrzepotały. Uniósł rękę, wzdrygając się gdy tylko musnęła kolana Margot.
     — Mamo? — spytał. Przez chwilę chciała skłamać, ale powstrzymała się. Nie chciała go oszukiwać.
     — Nie. To ja, Margot — oznajmiła, czując jak niewidzialna gula zapycha jej gardło. Finn podniósł się, opierając plecami o oparcie kanapy. Wyglądał na lekko zdziwionego.
     — Co tu robisz? Drzwi były otwarte?
     — Nie, weszłam przez okno w kuchni. Przepraszam, chciałam tylko ciebie zobaczyć — powiedziała, kręcąc wokół palca kosmyk swoich ciemnych włosów. Chłopak uśmiechnął się jednak.
     — Cieszę się Margot. Ja też chciałem ciebie zobaczyć — oznajmił. Serce dziewczyny zabiło szybciej. Poczuła jak łzy napływają jej do oczu. On powiedział "zobaczyć", ale przecież nie mógł tego zrobić. — Chcę wiedzieć jak wyglądasz — dodał.
     — Jak to zrobisz? — zdziwiła się. Wyciągnął ręce przed siebie.
     — Dotyk musi mi wystarczyć. Czy mogę dotknąć twojej twarzy? — spytał. Bez wahania przysunęła się do niego, pozwalając mu to zrobić. Czuła jak serce bije jej szybko w piersi. Miał ciepłe i miękkie dłonie. Ujął ostrożnie jej policzki, przesuwając powoli palce po każdym centymetrze jej twarzy. Uśmiechał się minimalnie, nic nie mówiąc.
     — I co? Jest bardzo źle? — spytała po chwili milczenia. Finn nie odpowiedział. W dalszym ciągu przesuwał dłońmi po jej policzkach i powiekach.
     — Staram się jak mogę. Chciałbym widzieć ciebie taką, jaka jesteś naprawdę — przyznał.
     — Nie jestem ciekawą osobą. Zanudzisz się na śmierć — oznajmiła, łapiąc puszysty ogon Marlenki. Spojrzała na twarz chłopaka, wyobrażając sobie jakby wyglądały jego oczy, gdyby widział. Margot przypomniała sobie o liście, którą zrobiła i wyciągnęła go z kieszeni. Podniosła się, czując jak serce jej przyspiesza. — Finn, chciałabym byś zrobił coś dla mnie.
      — Naprawdę? To raczej wszyscy inni muszą robić coś dla mnie. Sam jestem całkowicie bezużyteczny.
      — Możesz się najpierw ubrać? Chcę cię gdzieś zabrać — oznajmiła. Chłopak wyglądał na podekscytowanego. Skinął głową, jednak nie ruszył się z miejsca.
     — Na ziemi, w jednej z toreb znajdują się moje ubrania. Możesz mi coś wybrać — polecił, obejmując poduszkę na swoich kolanach. Margot schyliła się, rozsuwając po kolei wszystkie torby. W jednaj z nich znalazła złożone starannie ubrania, więc wyciągnęła je na wierzch. Poczuła jak się rumieni, bo to od niej będzie zależał wygląd Finna. Chciała, by prezentował się jak najlepiej, jednak nie szalała. Podała mu jeansowe spodnie i flanelową koszulę, patrząc jak rozpina powoli guziki, ubiera się. Czekała cierpliwie, przygryzając z nerwów kostkę kciuka. Bała się jak zareaguje na jej plan. Może wcale nie będzie miał ochotę robić tych rzeczy? Chłopak schylił się, zakładając buty. Chwycił wolno sznurówki, robiąc z nich dwie pętelki. Przeciągnął jedną pod drugą. Potem zabrał się za drugi but. Gdy skończył, wyprostował się, uśmiechając lekko.
     — Nie jestem potargany? — spytał, przeczesując zmierzwione włosy. Margot zaśmiała się cicho, przygładzając mu sterczące kosmyki.
     — Wyglądasz dobrze — zapewniła. Mogła przysiąść, że Finn się zarumienił. — Pójdziemy gdzieś, dobrze?
     Wyciągnął rękę przed siebie. Ujęła ją bez zastanowienia i pomogła mu wstać. Chwyciła go pod ramię, prowadząc w stronę drzwi. Na wieszaku, na kurtki wisiała różowa smycz, więc zdjęła ją i przyczepiła do obroży Marlenki. Gdy chciała otworzyć drzwi, zorientowała się, że przecież są zamknięte.
    — Gdzie leżą klucze od mieszkania? — spytała, rozglądając się uważnie. Nie było ich w zamku, ani na szafce obok.
     — Nie mam kluczy. Rodzice zamykają mnie w domu jak jadą do pracy. Nigdzie sam nie wychodzę, więc nie potrzebuję ich — wyznał. Margot jęknęła w duchu, czując coraz większy niepokój. — A ty jak tu weszłaś? — zapytał nagle.
     — Przez okno w kuchni — wyjaśniła. Finn uśmiechnął się szeroko.
     — Więc wyjdźmy przez okno — polecił. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Chyba nie żartował. Dziewczyna zarumieniła się, zaczesując ciemne kosmyki włosów za uszy. Pociągnęła go i Marlenkę w stronę kuchni. — Nigdy nie wychodziłem przez okno — przyznał, ściskając dłoń Margot.
    Dziewczyna zaprowadziła go do kuchni. Otworzyła okno na oścież i wzięła na ręce Marlenkę. Wyszła na zewnątrz, przywiązując koniec smyczy do płotka, po czym odwróciła się, wchodząc do kuchni z powrotem.
     — Podejdź tu, dobrze? Musisz się wspiąć na parapet, to wcale nie jest takie trudne — powiedziała, ciągnąc go za sobą. Ustawiła krzesło przy ścianie. — Wejdź na to.
     Finn stanął na krześle, a potem usiadł na parapecie, trzymając się go kurczowo. Marlenka szczekała na jego widok, kręcąc się w kółko. Margot przecisnęła się między nim i stanęła na ziemi. Pociągnęła chłopaka za rękaw, zmuszając, by się przekręcił. Przełożył nogi na drugą stronę.
     — Dasz radę? — spytała z narastającym niepokojem w głosie. Finn uśmiechnął się promiennie i spuścił się powoli na skrzynkę. Zachwiał się i poleciał do przodu, lądując na trawie. Margot uklęknęła prędko obok niego, czując jak krew odpływa jej z twarzy. — Finn! Co ja zrobiłam? Nic ci nie jest? — spytała, łapiąc jego ramiona. Chłopak dźwignął się powoli, otrzepując ubranie.
     — Nic mi nie jest — zapewnił, przeczesując potargane włosy. — Chodźmy, chcę dowiedzieć się co zaplanowałaś — dodał.
     Chwyciła go pod rękę, wciskając mu do drugiej dłoni smycz. Ruszyli wolno w stronę płotka, który oddzielał granice ich podwórek. Był połamany, więc Margot tylko odepchnęła go nogą i przeszła na drugą stronę. Widziała rumieńce na twarzy przyjaciela i ekscytowała się niemniej niż on. Bowl zaczął szaleć na ich widok, niemal zrywając się z grubego sznura. Przez chwilę zastanawiała się, czy jak wypuści Marlenkę, to czy się nie pogryzą. Zaryzykowała i po chwili oba psy biegały wokół domu. W razie czego zareaguje, więc pozostawała czujna. Miała teraz przynajmniej czas tylko dla Finna.
     — Gdzie jesteśmy? — spytał, orientując się, że stoją od kilku chwil.
     — Jesteśmy przed moim domem — wyjaśniła, łapiąc jego obydwie ręce. Chłopak wzdrygnął się, lecz po chwil ścisnął mocno jej palce. — Nie chcę byś myślał, że jesteś bezużyteczny. Udowodnię ci, że się mylisz — powiedziała, wypuszczając wolno jego dłonie. Cofnęła się, biegnąc prędko w stronę garażu. Otworzyła go, wyciągając z kartonowego pudła piłkę od kosza. Wróciła do Finna, zaczesując włosy za uszy. — Proszę. — Wręczyła mu piłkę.
     — Margot — powiedział szeptem. Gdyby był widomy, patrzyłby teraz zapewne w jej oczy. — Nikt nigdy nie robił dla mnie tylu rzeczy — dodał tak samo cicho.
     — Nauczę cię grać w kosza i jeszcze pokarzesz swojemu ojcu — zapewniła, ciągnąc go delikatnie za łokieć. Już od kilku chwil trzymała w rękach obręcz. — Wystarczy, że rzucisz przed siebie piłką.
     — Nie wiem jak — przyznał, spuszczając głowę.
     — Pokażę ci.
     Położyła obręcz na ziemi i stanęła za nim. Był wyższy o kilkanaście centymetrów, więc musiała stawać na palcach. Ujęła jego dłońmi piłkę, zaglądając mu przez ramię. Czuła jak drży i przez moment zastanawiała się, czy nie jest mu zimno.
     — Rzuć razem ze mną — poleciła spokojnie. Przytaknął. — Raz, dwa, trzy.
     Nakierowała jego ręce i puściła piłkę, która poleciała w kwiatki jej matki. Zrobiło jej się gorąco, ale szybko o tym zapomniała. Później będzie się o to martwić, teraz jest czas przeznaczony tylko dla Finna. — Dobrze — powiedziała, mając ochotę go uścisnąć. Powstrzymała się jednak i tylko pobiegła prędko po piłkę leżącą między kwiatami. — Teraz wystarczy, że trafisz do obręczy — dodała, podnosząc z ziemi duży, lekko wygięty pierścień. Chłopak wyglądał na mniej pewnego.
     — Jestem ślepy. Nie wiem gdzie znajduje się obręcz — zauważył. Margot puściła to mimo uszu. Podała mu piłkę i stanęła kilka centymetrów przed nim.
     — Obręcz jest tu, czujesz? — spytała, dotykając pierścieniem jego brzuch. Przytaknął, obracając piłkę, jakby jej się przyglądał. Z każdą sekundą nabierał coraz więcej pewności. Nabrał powietrze do płuc i wypuścił je powoli.— Włóż w nią piłkę — poleciła. Zbliżył się, łapiąc jedna ręką obręczy. Przełożył przez nią piłkę.
     — Tak?
     — Tak, jesteś zawodowcem — zapewniła. Zarumienił się i uśmiechnął nieśmiało. Podwinął rękawy koszuli aż do łokci.
     — Podaj mi ją. Chcę jeszcze raz — polecił. Margot podała mu piłkę, a wtedy przełożył ją ponownie przez obręcz. Zaśmiał się. — Chcę rzucić. Stań trochę dalej — powiedział, nakręcając się coraz bardziej.
     — Okay, możesz rzucać — zapewniła. Finn obrócił kilkakrotnie piłkę, zamykając powieki. Starał się robić to tak, jak mu pokazywała Margot. Rzucił, zagryzając mocno wargę.
     — Trafiłem?
     — Oczywiście. Jesteś świetny — zapewniła. Co prawda musiała się trochę pochylić, by dosięgnąć piłki pierścieniem, ale ważne, ale nic o tym nie mówiła.
     — Nie oszukujesz mnie? Przecież wiesz, że nic nie widzę. Możesz mi wmówić wszystko, a ja i tak ci uwierzę.
     — Nie Finn, nie okłamuję cię.
     — Dziękuję  — powiedział z wdzięcznością w głosie. Wyciągnął ręce przed siebie, łapiąc pierścień. Przyciągnął do siebie dziewczynę i objął ją niepewnie. Margot była w tej chwili w siódmym niebie. — Dziękuję ci za wszystko — dodał, gładząc ją po tyle głowy.
      — Każdy zrobiłby to na moim miejscu — zapewniła, czując jak policzki jej płoną. — Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. Chodź, pokażę ci mój pociąg.

.
.
.
.
.
.