czwartek, 6 sierpnia 2015

My father told me, son...

     Margot długo nie mogła pogodzić się z faktem, że Finn jest niewidomy. Słone łzy płynęły jej po policzkach tak długo, póki się nie skończyły. Świat był niesprawiedliwy i okrutny. Dlaczego ludzie rodzą się z wadami? Dlaczego nie mogą być idealni? Dlaczego Finn nie może być idealny? Przez chwilę dziewczyna myślała, że mogą nawet zostać przyjaciółmi. Czuła więź, która powstała między nimi, a raczej jej zalążek. Jednak to uczucie gdy rozmawiali sprawiało, że nie chciała się poddać i dać chłopakowi szansę. Ale on był ślepy...
      Margot spojrzała na swój rysunek, który jeszcze nie tak dawno był jednym z jej najlepszych dzieł i westchnęła ciężko. Rozprostowała kartkę palcami, patrząc w białe oczy Finna wytarte gumką. Była głupia, uważając, że znalazła przyjaciela. Nienawidziła siebie za to, że uciekła, ale nie wiedziała co postąpić. Przecież są sąsiadami, będą się widywać niemal codziennie. To znaczy ona będzie go widzieć. Margot skarciła się w myślach. Musiała się teraz dwa razy zastanawiać nim coś powie.
     Finn siedział na dworze, trzymając mocno smycz. Marlenka stała wiernie obok swojego pana, czuwając nad nim. Chłopak znów miał swoje ciemne okulary. Margot nie chciała go podglądać przez roletę, bo wydało jej się to wyjątkowo głupie. Przecież mogła stać metr dalej, a i tak by jej nie dostrzegł, gdyż nie byłby w stanie. On niczego nie widział. Żył w swoim świecie, do którego nie miała wstępu, tak jak on nie ma wstępu do jej malutkiego świata. Dziewczyna opuściła rolety, odchodząc od okna. Nie miała już więcej siły. Usiadła ciężko przy ścianie w swoim pokoju i ukryła twarz w kolanach. Jej myśli płynęły daleko, nawet nie zorientowała się kiedy do tego doszło, że przed jej oczami powstał gotowy obraz. Widziała pociąg. Ten sam, który malowała od tak dawna. Tyle, że malował go ktoś inny. Margot z zafascynowaniem patrzyła na ruchy pędzla nieznajomego. Czuła zapach sprayu i aż ciarki przebiegły jej po plecach. Jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego. Te wszystkie przypadkowe kolory wymieszane ze sobą wydały jej się pięknę. Ale od kiedy coś takiego może być piękne? Krzywe linie, kolorowe plamy. Nieznajomy umoczył pędzelek w zielonej farbie, w ulubionym kolorze Margot. Zaczął malować, pozostawiając wcześniejsze tło. Dziewczyna chciała podejść bliżej i zobaczyć co wychodzi z rąk nieznajomego. Chciała go poznać. Może tak samo jak ona, lubi malować pociągi? Czy to znaczy, że nie jest jedyna? Wpatrywała się w artystę, chcąc by w końcu skończył, by odwrócił się do niej. Nieznajomy odstawił pędzelek, a Margot wstrzymała oddech. Ściągnął kaptur z głowy odwracając się. Był to Finn. Ale co tu robił? Patrzył na nią, a jego usta wykrzywiały się w delikatnym uśmiechu. Patrzył na nią i uśmiechał się do niej. Dziewczyna zbliżyła się do niego, patrząc na pociąg i namalowane duże zielone oczy. Dotknęła palcem ściany, a na jej opuszkach pozostała farba. Nic z tego nie rozumiała, ale czy to ważne? Finn tu był i patrzył na nią. Margot spojrzała jeszcze raz na szmaragdowe oczy.
     — Są piękne — powiedziała cicho, a twarz chłopaka rozpromieniła się.
      — Są twoje — odpowiedział.
     Nagłe stukanie sprawiło, że Margot wybudziła się ze snu. A więc to był tylko sen. Podniosła się prędko, słysząc jak ktoś natarczywie puka do drzwi. Nie mógł użyć dzwonka, tylko wali jak kretyn?, pomyślała, zeskakując ze schodów. Przetarła oczy, mając nadzieję, że nie są spuchnięte. Nacisnęła klamkę, szarpiąc ją do siebie. Stanęła jak wryta, widząc Finna, który cofnął się gwałtownie, trzymając dłoń na poręczy.
     — Czy to ty Margot? — spytał, a dziewczyna pragnęła w pierwszej chwili skłamać. Nie mogła jednak tego zrobić. Był niewidomy, to byłoby nieuczciwe.
      — Tak, to ja — przyznała, orientując się, że głos jej drży, jakby nadal płakała. Chłopak zrobił niewielki krok do przodu, wyciągając zza pleców różę. Jego dłoń drżała. On cały drżał.
     — Margot? To dla ciebie — oznajmił, unosząc lekko kwiat. Dziewczyna poczuła jak gardło mocno jej się zaciska. Ręka Finna była podrapana przez kolce. Była pewna, że samodzielnie wyciął różę.
     — Dziękuję, ale dlaczego? — zdziwiła się, ujmując prezent. Łzy znów napłynęły jej do oczu, jednak starała się nie płakać. Oddychała głęboko, chcąc się uspokoić. Chłopak westchnął, ściągając okulary. Przetarł twarz ręką. Wyglądał na smutnego. Spuścił głowę, wahając się nad odpowiedzią.
      — Ja jestem niewidomy. Od urodzenia. Ty o tym nie wiedziałaś, prawda? Traktowałaś mnie normalnie, nie zastanawiałaś się czy to co powiesz będzie na miejscu. Pierwszy raz... Pierwszy raz ktoś się nade mną nie litował. Przepraszam, że nic ci nie powiedziałem — westchnął.
     — Nie sądziłam, że tak wyglądają niewidomi ludzie — podjęła, wąchając różę. Spojrzała na twarz Finna i jego lekkie przymknięte powieki. — Wyglądasz jak normalny chłopak... To znaczy... Taki zwykły, no wiesz... Nie niewidomy — dodała, przeklinając się za te słowa. Chłopak uśmiechnął się lekko.
     — Dziękuję ci Margot — powiedział, a jego uśmiech stał się szerszy. Stał przez chwilę w miejscu, póki dziewczyna nie schyliła się, by ująć jego dłoń. Wzdrygnął się, czując jej zimne palce. Był w lekkim szoku, jednak nie cofnął się.
     — Skaleczyłeś się — zauważyła, na co wzruszył ramionami.
     — Może.
     — Trzeba to oczyścić i wyjąć kolce, bo dostaniesz zakażenia. Chodź, mam wodę utlenioną — powiedziała, ciągnąc go za rękę. Finn potknął się o próg, jednak udało mu się złapać z powrotem równowagę. — Przepraszam — powiedziała, rumieniąc się ze wstydu. Rozluźniła uścisk ich dłoni, czując jak płoną jej policzki.
      — To nic  — zapewnił. Margot zastanawiała się, czy ciągnąć go taki kawał po schodach. Nie, lepiej nie. Puściła jego rękę, pędząc do kuchni. Wyciągnęła apteczkę, stawiając ją na stoliku.
      — Weź to i... Przepraszam, zapomniałam, że... Oh, przepraszam cię Finn! Jestem okropna  — jęknęła. Wciąż zapominała co to znaczy nic nie widzieć. Złapała jego przegub, ciągnąc go w stronę zlewu. Podwinęła mu prawy rękaw, czując jak palce robią jej się sztywne. Finn miał takie delikatne dłonie. Nigdy nie pracował, przez to były takie jedwabiste, nieskazitelne. Margot wyciągnęła ostrożnie kolce, po czym przemyła ranki wodą utlenioną. Chłopak syknął, chcąc zabrać rękę.
     — Nie lubię tego uczucia — przyznał. Dziewczyna przyciągnęła jego dłoń do swoich ust. Dmuchnęła delikatnie. — Jesteś niska  — stwierdził.
      — Nie da się ukryć — mruknęła.  — Gdybym miała twój wzrost, w końcu wybrano by mnie na kapitana drużyny koszykarskiej, w której od dwóch lat grzeję ławkę rezerwowych. Cholera, byłabym wyższa od chłopaków, a tak to jestem karłem — jęknęła. Finn wyglądał na rozbawionego. On pewnie nie miał takich problemów. Pewnie nawet nie wiedział, że jest wysoki.
     — Nie wiedziałem  — powiedział. Przez chwilę myślała, że patrzy jej w oczy, ale to przecież było niemożliwe. On był ślepy.
     — Róża ma kolce, nie wiedziałeś? — spytała, wciąż trzymając jego dłoń. Była przyjemna w dotyku, nie chciała jej puszczać.
     — Wiedziałem, ale tak ładnie pachniała. Chciałem ci ją dać  — oznajmił. Margot zaburczało w brzuchu. Patrzyła na rumiane policzki Finna, czując jak serce wali jej głośno w piersi. — Margot? — spytał, ściskając jej palce.
     — Jestem tu — zapewniła. Jego przymknięte powieki zamknęły się całkowicie. Oddychał tak wolno. Dziewczyna wciąż uważała, że jest przystojny i nie zmieniał to fakt iż jest niewidomy. Finn cofnął się, wpadając na szafkę. Uśmiechnął się nieśmiało.
     — Bez Marlenki jestem jak bez prawej ręki — westchnął, opierając się łokciem o blat.
     — To musi być trudne. Jak sobie radzisz? — spytała, przyglądając mu się uważnie. Była pod wrażeniem jego wyglądu. Taki zadbany, ładny. Tyle, że o niego dbali rodzice. Musieli ciągle przy nim czuwać. Wtedy kiedy był mały, teraz i potem gdy będzie dorosły. Potrzebował wiecznej opieki.
     — Staram się robić dużo rzeczy sam, ale jak widać nawet nie potrafię urwać kwiatka dla pięknej dziewczyny — westchnął, rozkładając bezradnie ramiona.
     — Pięknej? — zachichotała, rumieniąc się coraz bardziej.  — Przecież nie wiesz jak wyglądam — zauważyła, spuszczając wzrok. Może to dobrze, że Finn nie mógł jej zobaczyć, bo w przedziwnym razie nie mówiłby o niej  takich rzeczy.
     — Wiem. Widzę cię. O tak — oznajmił, ciągnąc jej dłoń na swoją pierś. Margot zadrżała, czując jego bijące serce.  — To głupie  — westchnął nagle, cofając się speszony. Zarumienił się, przygryzając wargę.
     — Nie, to było słodkie — zapewniła, chcąc trzymać dłoń na jego piersi już zawsze. Żałowała złych słów na jego temat. Był niesamowity. Przez chwilę oboje milczeli. Ona patrzyła na niego oczami, on sercem i widział więcej niż zwykły człowiek. Bo Finn nie należał do zwykłych ludzi. Był wyjątkowy. Był jedyny. — Czy Marlenka nie będzie miała nic przeciwko jeśli od czasu do czasu i ja będę twoim przewodnikiem? — zapytała, nie wahając się ani chwili.
     — W sumie to muszę już wracać. Miałem problem gdy przechodziłem przez płot, chyba coś połamałem.
     — Przechodziłeś przez płot? — zaśmiała się. Jego usta też wygięły się w uśmiechu. Dziewczyna chwyciła go pod rękę.
     — To była heroiczna walka. Nie zapominaj, że trzymałem w ręku różę — przypomniał, a wtedy oboje wyszli na zewnątrz. Schody stanowiły dla niego wyzwanie. Złapał poręcz, schodząc powoli. Liczył po cichu stopnie, aż stanął w końcu na ziemi. Margot zauważyła połamany płotek i uśmiechnęła się do siebie. Bowl zaszczekał na widok Finna, szarpiąc się na grubym sznurze. To psisko wariowało na widok każdego. Oboje ruszyli wolno przed siebie. Margot czuła dziwny ucisk w środku jej brzucha. Czuła lęk.
     Udało im się przejść nad połamanym płotkiem, po czym znaleźli się na terenie sąsiadów dziewczyny. Finn stawiał małe, ale pewne kroczki, trzymając kurczowo ramienia Margot. Nic nie mówił, jakby jej towarzystwo go przytłaczało, co nie było prawdą. Bowl wciąż ujadał, jednak żadne z nich na to nie zważało. Ona myślała o Finnie, a on myślał o wszystkim, tak jak zwykle.
     — Twoje pociągi, jakie one są? — spytał po chwili milczenia. Margot spojrzała na jego policzki, rumieniąc się. Cieszyła się w głębi ducha, że tego nie widzi. Spuściła wzrok, zastanawiając się jak odpowiedzieć na jego pytanie. Czy naprawdę go to interesowało, czy pytał z przymusu?
     — Są stare, pokryte rdzą i farbą. Nie wiem co mogę o nich więcej powiedzieć. Poza tym nie są moje. Ja tylko je maluję — wyznała, Zaczesując kosmyki włosów za ucho.
     — A co na nich malujesz? — zapytał, nie odpuszczając. Dziewczyna nabrała powietrze do płuc. Nie peszyło ją odpowiadanie na pytania niewidomego chłopaka, który nigdy nie widział tyle rzeczy co ona. Peszył ją fakt, że ten chłopak to Finn.
     — Sama nie wiem — wzruszyła ramionami, orientując się, że on tego nie widzi. — Co noc moja wizja się zmienia i wychodzi na to, że nigdy nie skończę. Pewnie porzucę to w połowie pracy, bo ile można malować w kółko ten sam pociąg? Niedługo całkowicie zeżre go rdza, a wtedy szlag trafi moją dotychczasową wizję, a potem niech cholera weźmie tą kupę śmieci.
     — Przestaniesz malować?
     — Myślę, że tak.
     — Dlaczego? — Finn zatrzymał się w połowie drogi, chcąc znać odpowiedź na pytanie. Zamknął powieki jakby raziło go słońce, a wtedy Margot odkryła, że ma długie i czarne rzęsy.
     — Ile można robić to samo? Ta monotonia jest nudna, pewnie znajdę ciekawsze zajęcie — odparła, kopiąc kamyk, który leżał pod jej stopą. Chłopak spuścił głowę, wciskając ręce do kieszeni. Wyglądał na przygnębionego.
     — Tak, z pewnością — powiedział wyjątkowo cicho, a Margot przez chwilę zastanawiała się, czy przypadkiem go nie uraziła. Mogła się czasem ugryźć w język. — Też uważam, że jedno zajęcie wykonywane przez całe życie, w końcu może się znudzić, ale nic innego mi nie pozostaje. Jestem ślepym chłopakiem, który urodził się ślepy i taki umrze bez względu na wszystko. Nie mam wyboru, robię to co mogę, a że mogę niewiele, nie wybieram, bo nie mam między czym. Tak, mnie też zaczyna to nudzić. Ty przynajmniej robisz to co chcesz. Jeśli coś ci się znudzi, znajdujesz inne zajęcie — westchnął. Margot zamrugała prędko. Czuła jak żal ściska mocno jej pierś. Patrzyła na Finna, który stał ze spuszczoną głową i zastanawiała się jak go pocieszyć. Była pewna, że jedynie zaszkodzi, więc milczała, a ból w jej piersi nasilał się z każdą sekundą. Kolejny dowód na to, że świat nie jest sprawiedliwy.
     — Przykro mi. — Tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Chłopak nawet nie drgnął, jakby w ogóle jej nie słyszał. Chciała to nawet powtórzyć, ale w tej samej chwili otworzył powieki, pokazując jej pozbawione wyrazu oczy. Czuła się tak, jakby patrzyła w puste oczodoły.
     — Jaki jest twój ulubiony kolor? — spytał nagle, co bardzo ją zdziwiło. Otworzyła usta, nie mogąc nic powiedzieć. Niewidomy chłopak miał jakiekolwiek pojęcie o barwach? Mimo wszystko zdobyła się na odpowiedź.
     — Zielony.
     — Zielony — powtórzył, jakby zamierzał to zapamiętać. Uśmiechnął się lekko, przeczesując uczesane starannie włosy. — Okay, nawet mi się podoba.
     — Podoba ci się? — zdziwiła się, na co skinął głową.
     — Słowo. Zielony. Zielony. Zielony — powtórzył. Margot zaśmiała się cicho, ukrywając ręce za plecami.
     — Czy ty właśnie wypytujesz mnie o te wszystkie rzeczy, by mnie lepiej poznać? — zapytała, rumieniąc się. Finn nie opowiedział od razu. Na jego twarzy pojawił się jednak szeroki uśmiech. Podrapał się w tył głowy, przytakując. — Jako pierwszy chcesz słuchać o tak nieciekawej osobie jaką ja jestem — westchnęła.
     — Tylko ty tak uważasz — powiedział, a kąciki jego ust uniosły się lekko. — Muszę iść Margot, było mi miło — dodał, nie ruszając się jednak z miejsca. Dziewczyna zastanawiała się czy nie wziąć go pod rękę i zaprowadzić pod same drzwi, ale bała się, że on wcale tego nie oczekuje. Być może daje jej do zrozumienia, że nie jest zainteresowany znajomością z nią i chce jak najszybciej wrócić do domu.
     — Cześć Finn, też już pójdę — powiedziała, odwracając się i odchodząc pospiesznie.
     — Margot, czekaj! — zawołał. Zatrzymała się, odwracając przez ramię. Finn wciąż stał w tym samym miejscu, jakby na coś czekał. — Chyba sam nie dotrę do domu. Pomożesz mi? — spytał nieśmiało. Przytaknęła, rumieniąc się ze wstydu. Czy ona właśnie chciała uciec i zostawić niewidomego chłopaka samego? Skarciła siebie w myślach. Chwyciła go pod ramię i pociągnęła za sobą. Zorientowała się, że idzie za szybko, więc zwolniła, dopasowując swoje kroki, do jego.
     Drzwi od domu jej sąsiadów były otwarte. Margot poczuła jak serce jej przyspiesza. Bała się, że do środka weszli złodzieje. Nie wiedziała jak powiedzieć o tym Finnowi, gdyż nie chciała go denerwować. Czy Marlenka była w środku? Czy była w stanie odpędzić nieproszonych gości? Przecież to był taki sympatyczny pies, pełen miłości. Nikomu nie zrobiłby krzywdy. Dziewczyna włożyła rękę do kieszeni, chwytając swój telefon. Była gotowa zadzwonić na policję. Wciąż milczała, jednak pozostała czujna. Zaprowadziła Finna do środka, rozglądając się uważnie. Na podłodze stało dużo pudeł i trudno jej było stwierdzić, czy cokolwiek zostało tu skradzione.
     — Twoi rodzice są tutaj? — spytała drżącym głosem, prowadząc chłopaka do dużego fotela ustawionego tak, by bez trudu mógł w nim usiąść lub samodzielnie wstać.
     — Nie. Mój tata pracuje, a mama wyszła do sklepu. Pewnie zaraz przyjdzie. Mogłabyś zawołać Marlenkę? Pewnie gdzieś tu się kręci — polecił, sadowiąc się wygodnie w fotelu.
     — Dobrze — przytaknęła, idąc na ugiętych nogach w głąb domu. Jeśli złodziej nadal tu jest, może zrobić jej i Finnowi krzywdę. Dziewczyna wstrzymała oddech, słysząc czyjeś kroki. Zamarła, przyciskając plecy do ściany. Wyciągnęła telefon, wpisując prędko numer alarmowy. W ostatniej chwili powstrzymała się przed naciśnięciem zielonej słuchawki. To była Marlenka. Przybiegła do niej, merdając puszystym ogonem. Margot odetchnęła z ulgi, klepiąc ją po głowie.
     — Znalazłam Marlenkę — krzyknęła w głąb pokoju, opierając się bokiem o ścianę. Po uspokojeniu serca, wróciła do Finna.  — Drzwi od domu były otwarte — podjęła w końcu. Chłopak nie wyglądał na przejętego. Głaskał Marleknę, uśmiechając się, jakby miał pięć lat. Włożył palce jej miękkie futerko.
     — Wiem, specjalnie ich nie zamykałem  — wyjaśnił. Margot poczuła przypływ ulgi, ale i irytacji. Jeszcze przed chwilą była gotowa dzwonić na policję. 
     — Lepiej tak nie rób. Tutaj roi się od złodziei. Kradną wszystko, a najgorsze to, że biją świadków, a w najgorszych przypadkach katują na śmierć! — powiedziała, czując ukłucie w sercu.
     — Wychodzi na to, że jestem bezpieczny. Mogą mnie okraść sprzed nosa, a i tak tego nie zauważę. — Wzruszył ramionami, łapiąc różową kokardkę na obroży Marlenki. Margot tupnęła ze złością nogą, aż poczuła nieznośny ból, który wypełnił jej stopę.
     — Oni na to nie patrzą! Zrobiliby ci krzywdę bez względu na wszystko! Są bezlitośni  — rzuciła z żalem. Kłótnia z Finnem była ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Chłopak siedział, nie ruszając się przez chwilę. Jego powieki pozostawały zamknięte, jakby w ogóle nie słuchał tego, co mówi mu Margot. Przez chwilę nawet sądziła, że usnął, co raczej nie było możliwe. Przykucnęła obok fotela, wpatrując się w jego twarz. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że jest niewidomy i że nigdy nie ujrzy tego, co ona. Jego świat za bardzo różnił się od jej. Nie pasują do siebie, zdawała sobie z tego sprawę. Przecież on był ślepy, potrzebował wiecznej opieki, której ona nigdy mu nie zapewni. Współczuła mu, ale nie mogła nic na to poradzić. Podniosła się, chcąc wrócić do domu. Miała nadzieję, że to tylko sen.
     — Margot? — spytał, słysząc jej kroki.
     — Jestem tu — zapewniła, zatrzymując się. Skarciła się w myślach za to, że właśnie chciała uciec od niewidomego chłopaka.
     — Nie odchodź. Dawno z nikim nie rozmawiałem — powiedział miękko.
     — Ja też dawno z nikim nie rozmawiałam — przyznała, robiąc niewielki krok do przodu. Zacisnęła mocno wargi, nie wiedząc jaki temat podjąć. Co mogło ją łączyć z niewidomym chłopakiem? Patrzyli na świat zupełnie inaczej... To znaczy ona patrzyła. Miała bujną wyobraźnie, zdawała sobie sprawę, że Finn nigdy nie zrozumie jej zainteresowań. Czy wiedział cokolwiek o malowaniu? Dobieraniu braw?
     — Myślisz, że mógłbym grać w kosza? — spytał nagle. Margot uniosła wysoko brwi, ciesząc się, że nie może w tej chwili zobaczyć jej głupiej miny. Przykucnęła przy fotelu, na którym siedział i pogłaskała Marlenkę.
     — Jesteś wysoki — oznajmiła, przyglądając mu się uważnie.
     — To dobrze? — spytał, drapiąc się po karku. Gdy zamykał powieki, wyglądał tak jak normalny, zdrowy chłopak. Gdy je otwierał, czar pryskał.
     — Z tego co się orientuję, wzrost pomaga — oznajmiła, siadając na podkulonych nogach. — Skąd wiesz o koszu? Znasz zasady?
     — Tak — mruknął ponuro, spuszczając głowę. — To ambicja mojego ojca. Grał jak był młody i pragnął, by jego syn też to robił. Niestety nie urodził mu się syn, tylko ja — westchnął, rozkładając ramiona. Margot poczuła ukłucie w sercu tak mocne, że przez chwilę nie mogła oddychać. Chwyciła jego dłoń, widząc jak się wzdryga.
     — Nie mów tak — poleciła.
     — Niestety to prawda, Margot. Zawiodłem go, tak jak innych. Wolał mieć prawdziwego syna, a nie coś takiego. — Wskazał na siebie, uśmiechając się smutno. Uścisnął dłoń dziewczyny, kładąc ją na swoim kolanie. — Wiem, że chciałby grać ze mną w kosza, pokazywać jak prowadzić samochód, ale nie może. Na dodatek przeze mnie moi rodzice nie mogą mieć więcej dzieci, bo cały czas muszą zajmować się mną. To wszystko moja wina, Margot. Jestem bezużyteczny — westchnął. Nie wyglądał na załamanego, jak gdyby już dawno pogodził się z tym faktem. Dziewczyna otarła łzy wierzchem dłoni. Żałowała każdej próby ucieczki przed nim.
     — Przecież wiesz, że to nie jest twoja wina. Nie miałeś na to wpływu.
     — Sam już nie wiem w co wierzyć. Przecież nie zacznę widzieć, to niemożliwe. Chciałbym poznać twój świat, Margot. Dowiedzieć się jak to jest malować pociągi. — Uśmiechnął się ciepło, przymykając powieki. — Pokażesz mi kiedyś? — zapytał.
     — A będziesz to w stanie... Zobaczyć?
     — Zobaczę — zapewnił, łapiąc jej nadgarstek. — Już nie pamiętasz? O tak. — Przyłożył jej dłoń do swojej piersi, do bijącego serca.
     
.
.
.
.
.
.